ja swój obecny samochód (Xsarę) kupiłem prawie nowy. To był samochód pracowników centrali Citroen Polska. Kupiłem go z przebiegiem 15 tys km z pełną gwarancją, jak na samochód nowy. Czyli niby nie nowy, ale jak nowy. Po 5 latach i przejechaniu 90 tys km widzę, że drugie tyle spokojnie nim pojeżdżę. Planuję, że Octavią, która będzie moim 2-gim samochodem i przez to będzie lżej eksploatowana spokojnie pojeżdżę też z 10 lat, chyba że ceny benzyny (lub inne okoliczności finansowe) mi to uniemożliwią.
Stwierdziłem, że: raz w życiu chcę sobie kupić samochód nowy. Na obecnym Citroenie przekonałem się jaka to przyjemność. Wcześniej miałem peugeota 306 z komisu. Okazja z mikroskopijnym przebiegiem (rzekomo właściciel umarł i samochó rok stał w garażu). Samochód strasznie mi się podobał i kupiłem go już zmęczony kilkutygodniowym przebieraniem, pozatym stwierdziłem, że jak coś wyjdzie nie teges, to ze wzgledu na wygląd i mały przebieg, dużo nie stracę. Fajny był, fajnie jeździł, inne samochody ustępowały pod jego złowrogim spojrzeniem i był w ogóle moim marzeniem, ale przez 9 miesięcy jeżdżenia nim wyszło tyle rzeczy, że kompletnie straciłem do niego zaufanie. Bałem się, że się w nim zaczną rozlatywać po kolei różne rzeczy, albo że zabiję się nim na prostej drodze. Dobiły mnie ostatecznie takie detale, jak np. stara opona zamiast koła zapasowego w uchwycie pod podwoziem. Olśniło mnie, że jeśli ktoś na tym zaoszczędził te nędzne trzy stówki, to ile musiał zaoszczędzić na innych, droższych elementach (bo się okazało, że był bity). Sprzedałem go z dnia na dzień w tym samym komisie, w którym kupiłem, tracąc na tym parę tysi, bo tak mnie ten samochód dołował. Potem, po zakupie Xsary, która miała niemal identyczne bebechy (bebechy PSA), okazało się że wiele objawów, które brałem za złą monetę były objawami TTTM (Ten Typ Tak Ma), czyli że peugeot nie był aż takim złomem, jak mi się wydawało. Nie mniej jednak jeżdżenie nim mnie wykańczało. Za każdym razem, gdy nim się rozpędziłem miałem wrażenie, że niepotrzebnie ryzykuję życiem. Teraz wiem, że kupując nowy samochód, zafunduję sobie ten kosztowny komfort poczucia, że żaden łachmaniarz-geszefciarz nie wstawił mi żadnego kitu.
Pozatym zanim zdziadzieję, zanim lekarz zabroni mi się denerwować, zanim nadejdzie kryzys energetyczny i zanim Polska porośnie fotoradarami, chcę sobie jeszcze parę razy przedmuchać rurę i wszystko to nie rzucając się zanadto w oczy
Stwierdziłem, że: raz w życiu chcę sobie kupić samochód nowy. Na obecnym Citroenie przekonałem się jaka to przyjemność. Wcześniej miałem peugeota 306 z komisu. Okazja z mikroskopijnym przebiegiem (rzekomo właściciel umarł i samochó rok stał w garażu). Samochód strasznie mi się podobał i kupiłem go już zmęczony kilkutygodniowym przebieraniem, pozatym stwierdziłem, że jak coś wyjdzie nie teges, to ze wzgledu na wygląd i mały przebieg, dużo nie stracę. Fajny był, fajnie jeździł, inne samochody ustępowały pod jego złowrogim spojrzeniem i był w ogóle moim marzeniem, ale przez 9 miesięcy jeżdżenia nim wyszło tyle rzeczy, że kompletnie straciłem do niego zaufanie. Bałem się, że się w nim zaczną rozlatywać po kolei różne rzeczy, albo że zabiję się nim na prostej drodze. Dobiły mnie ostatecznie takie detale, jak np. stara opona zamiast koła zapasowego w uchwycie pod podwoziem. Olśniło mnie, że jeśli ktoś na tym zaoszczędził te nędzne trzy stówki, to ile musiał zaoszczędzić na innych, droższych elementach (bo się okazało, że był bity). Sprzedałem go z dnia na dzień w tym samym komisie, w którym kupiłem, tracąc na tym parę tysi, bo tak mnie ten samochód dołował. Potem, po zakupie Xsary, która miała niemal identyczne bebechy (bebechy PSA), okazało się że wiele objawów, które brałem za złą monetę były objawami TTTM (Ten Typ Tak Ma), czyli że peugeot nie był aż takim złomem, jak mi się wydawało. Nie mniej jednak jeżdżenie nim mnie wykańczało. Za każdym razem, gdy nim się rozpędziłem miałem wrażenie, że niepotrzebnie ryzykuję życiem. Teraz wiem, że kupując nowy samochód, zafunduję sobie ten kosztowny komfort poczucia, że żaden łachmaniarz-geszefciarz nie wstawił mi żadnego kitu.
Pozatym zanim zdziadzieję, zanim lekarz zabroni mi się denerwować, zanim nadejdzie kryzys energetyczny i zanim Polska porośnie fotoradarami, chcę sobie jeszcze parę razy przedmuchać rurę i wszystko to nie rzucając się zanadto w oczy
Komentarz